Jest takie słowo, które – zestawione z imieniem Ewy – ewokuje ogromne wzruszenie, mimo że nie pojawia się w najbardziej wymarzonym kontekście i ma wymiar symboliczny. To słowo to POWRÓT. A jednak mówimy o powrocie Ewy – na skrzydłach drugiej książki – do miejsc, w których szlaki przetarła pierwsza (ale chronologicznie późniejsza) publikacja. Trudno się dziwić, wszak:
Jeszcze w 2024 roku, tuż przed świętami, „The Arthurian Legend from the Victorian Perspective…” zagościła w księgarni, która jako pierwsza zgodziła się przyjąć pod swoje strzechy obie prace Ewy. Mowa o antykwariacie SLIGHTLY FOXED w Berwick-upon-Tweed, idyllicznym miasteczku na granicy Anglii i Szkocji. Na straży tego niezwykłego miejsca stoi – przyczajony za rogiem – wielki drewniany lis-bibliofil, który od początku zdawał się mówić o Ewie sparafrazowanym głosem serialowej Fleabag: „She went that way”, wskazując łapką niebo widoczne przez okienko wieńczące kolorową kopułę w centralnej części księgarni. Niedawno burza zniszczyła to okno, ale dzięki determinacji właścicielek i sile ludzi dobrej woli udało się naprawić szkody. W lutym 2024 r., kiedy pierwszy raz napisałam do nieznanych mi wtedy Claire i Lisy z pytaniem, czy przyjmą egzemplarze „Literary Appropriations of Myth and Legend…” pod swój dach i pomogą mi w dotarciu do potencjalnych czytelników, byłam przeświadczona o wyjątkowości tego miejsca i tworzących je osób. Wiedziałam, że odpowiedź nadejdzie, czując, jakby to Ewa sama wybrała sobie gniazdo na swoje skrzydlate słowa. A przecież jedna z ostatnich wiadomości, jaką od Ewy otrzymałam, zawierała link do artykułu o lisach. To Ona poleciła mi „Fleabag”, w którym lis jest symbolem miłości.
Za sprawą Claire i Lisy ta Księga Życia, zamknięta tak nagle i tak boleśnie, otworzyła się ponownie, stając się czymś więcej niż Księgą Gości. Piszemy ją dalej dla Ewy i z Jej pomocą, a Slightly Foxed doczekało się w tej Księdze jednego z najbardziej wzruszających i radosnych rozdziałów. Miejsce to odwiedziłam dwa razy. Widziałam książkę Ewy wyeksponowaną w kąciku z poezją, widziałam, jak światło dochodzące z okienka wieńczącego kopułę pada na jej okładkę niczym reflektor oświetlający aktora na scenie. Zdjęcie, które zrobiłam podczas drugiej wizyty – w drodze do Library in the Woods na wyspie Arran (o czym więcej niebawem), zdobi teraz oficjalne księgarniane pocztówki. Miałam też okazję uściskać Claire i Lisę. Mogę sobie jedynie wyobrażać, jak szczęśliwa byłaby Ewa, buszując w tym iście baśniowym antykwariacie i tkając sieć relacji z tysięcy wspólnych tematów z obiema paniami. Ja zostawiłam tam swoje serce, a potem… je znalazłam – dosłownie, bo małe złote serduszko-zawieszkę wypatrzyłam na peronie w Berwick. Powrót drugiej książki Ewy do Slightly Foxed był więc ma swój sposób powrotem do domu – jeśli przyjąć, że dom jest tam, gdzie nasze serce. A serce okazane komuś – jak to okazane Ewie, pamięci o Niej i mnie – staje się domem.
Kolejnym miejscem, do którego wróciła Ewa na skrzydłach swojej drugiej książki, jest Kornwalia. W tym wypadku jednak przez miejsce rozumiem Osobę, bo – choć Old Hall Bookshop w Looe zmieniło nazwę i lokalizację – jego duchowy fundament pozostał niezmienny (jak w piosence Máire Brennan: „Change the words, don’t change the meaning”), a jest nim Katrina. To ona – wraz ze swoim partnerem Neilem – tchnęła nowe życie w Old Hall Bookshop w Looe w 2019 roku. Właśnie w tym celu oboje przeprowadzili się z Exeter do Kornwalii i zostali tam ze względu na książki, naturę i wspaniałych ludzi. W 2024 r. Katrina i Neil ponownie ocalili księgarnię, która z przyczyn niezależnych od nich nie mogła pozostać w pierwotnej lokalizacji. Dzięki ich oddaniu i determinacji została przeniesiona ze wschodniej na zachodnią stronę rzeki i ponownie otwarta w lutym 2025 r. – tym razem jako West Looe Bookshop – w budynku znanym jako Press On Linen Services przy Princes Street. Druga książka Ewy dotarła tam niedługo potem, dołączając do swojej poprzedniczki, która dumnie pręży grzbiet w towarzystwie polsko-angielskiej edycji wierszy Haliny Poświatowskiej, w których zawsze przeplatały się dwa tematy: miłość i śmierć:
Kto potrafi
pomiędzy miłość i śmierć
wpleść anegdotę o istnieniu
zgarniam brunatne plastry książek
nasłuchuję brzęczenia słów
pomiędzy miłość i śmierć
wpleść
nikt nie potrafi
i tylko czasem
naprzeciw słońca
w zmrużonych oczach błysk
chwila roztrącona na tęczę
twarzą w twarz
naprzeciw słońca
w oślepłych oczach
treść niknąca...
na krańcach
miłość śmierć
Na zdjęciu z dwoma egzemplarzami “The Arthurian Legend…” uwiecznionymi w West Looe Bookshop widać załączoną przeze mnie kartkę z napisem: „How long does love last?”, asked the fox. “Longer than a lifetime”, replied the moon. “And for some, it never fades” [„Jak długo trwa miłość?”, zapytał lis. „Dłużej niż życie”, odpowiedział księżyc. „A u niektórych nigdy nie przemija”]. Nie bez powodu znalazła się w przesyłce. Wiosną bowiem odszedł Neil, ukochany partner Katriny. Napisała o Nim: „Kochał książki, muzykę i mnie. Był wrażliwą duszą. Ogromnie za nim tęsknię”.
Tak jak Katrina znalazła w swojej księgarni i w swoim życiu miejsce dla Ewy, pozwalając tam rozkwitać pamięci o Niej, tak i ja pragnę wspomnieć tu o Neilu, wierząc, że po drugiej stronie życia odnalazł cudowną rozmówczynię. A kiedyś i my do Nich dołączymy.
Trzeci punkt na Mapie Powrotów wykracza poza granice Wysp Brytyjskich i prowadzi ścieżką muzyczną do krainy ABBY. „Mamma mia! Here I go again” – chciałoby się zanucić i skierować wzrok na wyjątkową księgarnię Läs is More w Göteborgu, prowadzoną przez amerykańsko-irlandzki wulkan pozytywnej energii – Stephanie. Pierwsza część naszej wspólnej historii (a raczej HERstorii, bo główną bohaterką jest tu Ewa!) miała happy end – „Literary Appropriations…” została dość szybko wypatrzona na półce przez lokalną bibliofilkę, panią Hannele, która poświęciła książce wpis na swoim blogu. Ptaszki ćwierkają, że i „The Arthurian Legend…” wpadła komuś w oko, a może i w samo serce.
W pięknym wpisie Stephanie znalazło się miejsce dla rudzika z najnowszej edycji zakładek promujących książki Ewy. Krasnale z pocztówek to mali mieszkańcy Wrocławia, z którego wyfrunęły wszystkie trzy przesyłki: do Göteborga, Berwick-upon-Tweed i Looe.
Dziękuję, Claire, Liso, Katrino i Stephanie, że pozwoliłyście książkom Ewy rozwinąć skrzydła w Waszych książkowych Elizjach, sprawiając, że rudzik z wiersza Emily Dickinson [przeł. L. Marjańska] nie tylko odnalazł drogę do gniazda:
„Gdy słabnący rudzik do gniazda
Odnajdzie drogę przeze mnie
Nie będę żyła daremnie”.
On śpiewa każdej i każdemu z nas do dziś, wszak „robins appear, when loved ones are near”. A znając Ewę – również „loving one[s]”.
PS
W tej historii, która wciąż się pisze, pojawiło się więcej dobrych dusz i pięknych miejsc. O wszystkich opowiem.