Kliknij w słowo/słowa oznaczone kolorem zielonym, aby otworzyć link; kliknij w wybrane zdjęcie, aby je powiększyć; kliknij w zakładki oznaczone +, aby je rozwinąć.
Rodzicom Ewy — Pani Annie i Panu Zbigniewowi
EWA JOANNA MŁYNARCZYK urodziła się 17 lipca 1982 roku w Warszawie. Swoją Księgę Dni pisała z pasją i przenikliwością „czułej narratorki” przez 40 lat, przerwawszy ją nieoczekiwanie w połowie zdania po nierównej walce z chorobą — 26 listopada 2022 roku. W czasie, który był Jej dany, zdążyła jednak zapisać się złotymi zgłoskami w pamięci współtowarzyszy swojej życiowej odysei, a także wytyczyć ważne ścieżki badawcze w obszarach obejmujących legendę arturiańską, postromantyczną i wiktoriańską poezję brytyjską oraz mitoznawstwo porównawcze.
Ewa z Avalonu
Wśród licznych książek, którymi Jej skorupka nasiąkała za młodu, dwie odegrały szczególnie istotną rolę: Mitologia Jana Parandowskiego i Ania z Zielonego Wzgórza Lucy Maud Montgomery. Lektura pierwszej z nich okazała się początkiem drogi wiodącej od młodzieńczej fascynacji czytelniczej, przez tematycznie ukierunkowane eksploracje tekstów kultury, w szczególności mitów i legend celtyckich, aż do badań naukowych prowadzonych w czasie studiów na warszawskiej anglistyce, których ukoronowaniem stała się późniejsza rozprawa doktorska.
Druga z przywołanych książek była bodaj najważniejszą literacką nutą kształtującą „melodię istnienia” Ewy. Charakterystyka książkowej Anny Shirley — postaci nad wyraz wrażliwej, inteligentnej, ambitnej, elokwentnej, obdarzonej bujną wyobraźnią z czubatą domieszką vis comica, łaknącej dialogu jak kania dżdżu — odzwierciedlała również najwyrazistsze cechy Ewy, której osobowość miała wszelako swój niepowtarzalny koloryt — opalizujący pratchettowskim „ósmym kolorem tęczy”. Trzeba nadmienić, iż obie bohaterki: Ania z Avonlea i Ewa z Avalonu miały długie rude włosy — niczym muzy z najsłynniejszych dzieł prerafaelitów.
Od królowej Anny (Shirley) do królowej Wiktorii, czyli Ewa na uniwersytecie
W 2003 roku Ewa podjęła studia anglistyczne na Wydziale Neofilologii Uniwersytetu Warszawskiego. Jej fascynacja mitologią celtycką znalazła odbicie w obranym kierunku drogi naukowej, której motywem przewodnim na studiach magisterskich stała się średniowieczna legenda arturiańska w perspektywie epoki wiktoriańskiej. Po obronie pracy magisterskiej pt. Legenda arturiańska z perspektywy wiktoriańskiej w „Idyllach królewskich” Tennysona (2008), napisanej pod kierunkiem prof. Grażyny Bystydzieńskiej, kontynuowała — już jako doktorantka w Instytucie Anglistyki UW — badania nad XIX-wieczną literaturą brytyjską. Obszar Jej zainteresowań obejmował na tym etapie nie tylko poezję Lorda Alfreda Tennysona, ale również Williama Morrisa, Algernona Charlesa Swinburne’a oraz Williama Butlera Yeatsa, w których twórczości tropiła motywy stanowiące reinterpretacje mitów i legend, poddając je analizie mitokrytycznej. Owocem tych wieloletnich badań stała się rozprawa doktorska pt. Literary Appropriations of Myth and Legend in the Poetry of Alfred Lord Tennyson, William Morris, Algernon Charles Swinburne and William Butler Yeats — napisana również pod kierunkiem prof. Grażyny Bystydzieńskiej i ukończona w 2022 roku. Praca uzyskała pozytywne recenzje prof. Aleksandry Kędzierskiej (UMCS) i prof. Ilony Dobosiewicz (UO), które Ewa zdążyła przeczytać w szpitalu, toteż w każdym życzliwym Jej sercu tli się nadzieja, że poczuła się wtedy szczęśliwa. Krótko potem odeszła, choć wolałaby zapewne, by opisać to najdelikatniejszymi słowami ukochanej piosenki: „[…] Carried away by a moonlight shadow”. Nie było Jej dane przystąpić do egzaminów końcowych i obrony doktoratu, ale jako miłośniczka Mistrza i Małgorzaty musiała wiedzieć, że „rękopisy nie płoną”, a nawet gdyby płonęły, to przyjaciele skoczyliby za nimi — i za Nią — w ogień. To oznacza, że książka Ewy zostanie wydana.
The Arthurian legend from the Victorian perspective in Tennyson’s “Idylls of the King” [Legenda arturiańska z perspektywy wiktoriańskiej]
Praca ta ma na celu pokazanie, w jaki sposób średniowieczna legenda arturiańska, przedstawiona w Idyllach królewskich Alfreda Tennysona, w rzeczywistości odbiega od pierwowzoru Malory’ego i staje się odzwierciedleniem wiktoriańskiego światopoglądu. Epizody, jakie poeta wybrał spośród bogatego średniowiecznego materiału, ukazują problemy i wartości, które okazały się szczególnie istotne dla wiktoriańskiej klasy średniej. Pośród galerii postaci można wyróżnić zarówno pozytywne wzorce męskie i kobiece, jak i negatywne, potępiane postawy niewiernej żony, czy pozbawionej poczucia moralności kobiety-uwodzicielki. Wiktoriański kryzys wiary oraz będący jego efektem kult bohatera stają się szczególnie widoczne w przedstawieniu samego króla Artura, a jego przemyślenia nadają utworowi wymiar paraboliczny i ponadczasowy. Co więcej, w pracy tej została podjęta próba odpowiedzenia na pytanie, w jakim stopniu narracyjny wiersz Tennysona spełnia kryteria eposu i jednocześnie nawiązuje do zasugerowanej w tytule utworu tradycji sielanki.
Ewa Młynarczyk
źródło: link
W latach 2010–2012, będąc doktorantką, Ewa pełniła funkcję Sekretarza Rady Naukowej Instytutu Anglistyki. Brała też udział w pracach Komisji Rekrutacyjnej Instytutu od 2009 r. do 2011 r., a w latach 2010–2013 reprezentowała Anglistykę podczas Dni Otwartych Uniwersytetu Warszawskiego. Do powierzonych Jej obowiązków podchodziła odpowiedzialnie, sumiennie, z pełnym zaangażowaniem i pasją. Osoby, których uczelniane drogi przecięły się z drogą Ewy, zgodnie podkreślają Jej nietuzinkowość, erudycję, życzliwość, niezawodność, skromność i wysokie kompetencje językowe.
Szkiełko i oko
Ewa jest również autorką artykułów naukowych, które publikowała w latach 2010–2015. Jeden z nich, zatytułowany Alfred Tennyson’s Visions of the Otherworlds and the Vocation of the Poet, wygłoszony pierwotnie w formie referatu podczas XXIII konferencji PASE w 2014 r., został wyróżniony w konkursie i uznany za najlepszy tekst spośród prac nadesłanych przez doktorantów. Wszystkie Jej artykuły udostępniono — za zgodą wydawnictw — na niniejszej stronie. Ich lektura przypomina podróż — z Przewodniczką — do przestrzeni wypełnionych archetypicznymi figurami wyobraźni, gdzie zacierają się granice między epokami, a postaci o proweniencji mitologicznej bądź legendarnej stają się wyrazicielami przekonań, problemów, rozterek, apologii i namiętności, które nieobce są również współczesnemu światu. Ewa analizuje w swoich tekstach zróżnicowane tematy i motywy, takie jak: eskapizm, autotematyzm, indywidualizm naznaczony piętnem wyobcowania, rola artysty w spolaryzowanej rzeczywistości, wędrówka w poszukiwaniu tożsamości czy eksploracje eschatologiczne. Szczegółowo omówione zostały przez Nią również: Camelot jako eksklawa absolutu w świecie doczesnym i wyraz wiktoriańskiej tęsknoty za duchowością, destrukcyjny aspekt średniowiecznego konceptu miłości dworskiej w literackiej reinterpretacji Alfreda Tennysona, poetyka maski w wiktoriańskim monologu dramatycznym jako nowatorska forma ekspresji artystycznej, twórcza prowokacja i estetyka transgresji w poezji Algernona Charlesa Swinburne’a itp. Na uwagę zasługują też rozważania Ewy dotyczące poetyckich egzemplifikacji postaw, uczuć i wartości o charakterze dychotomicznym, które silnie znamionowały XIX-wieczne światoodczucie. Problematyka ta znajduje wyraz we wspomnianym już artykule Alfred Tennyson’s Visions of the Otherworlds…, w którym symbolika idyllicznych (za)światów i spokojnych wód, łączona z inercyjną egzystencją podporządkowaną idei sztuki dla sztuki i eskapizmem, zostaje przeciwstawiona symbolice burzliwego oceanu i wędrówki, kojarzonej z postawą społecznego zaangażowania dojrzałego artysty.
Czucie i wiara — duchy ogrodów
Inną dychotomię obrazują utwory poddane analizie porównawczej w przejmującym artykule pt. The Ghostly Gardens of William Morris and Algernon Charles Swinburne. Tytułowe ogrody, czy raczej duchy ogrodów, wpisują się w tematykę wanitatywną; jako miejsca stanowiące zaprzeczenie locus amoenus, opustoszałe i poddane swoistej „sepulkralizacji” ilustrują przemijalność świata doczesnego. O ile jednak ogród w nihilistycznym ujęciu Swinburne’a przypomina miejsce, które Ania Shirley określiłaby jako „cmentarz pogrzebanych nadziei”, a tym samym symbolizuje nieodwracalność śmierci i jej triumf nad życiem, o tyle ogród w wierszu Morrisa upodabnia się na swój sposób do pejzażu wewnętrznego bohatera pogrążonego w żałobie po stracie ukochanej osoby i usytuowany jest jak gdyby na granicy dwóch światów, nie będąc ani cmentarzem, ani — jeszcze — rajem. Owa symboliczna graniczność wynika z bez-granicznej miłości, która potrafi przezwyciężyć śmierć i — jak zauważa Ewa — „przetrwać poza grobem”, dając tęskniącemu nadzieję na ponowne spotkanie utraconej osoby i siłę na szukanie drogi do niej jeszcze za życia — a może też w życiu. Nie bez powodu to właśnie fragment utworu Morrisa został wykorzystany jako motto na niniejszej stronie, a korespondująca z nim ilustracja, przygotowana z myślą o Ewie i przypominająca o bliskich Jej drogowskazach, tworzy przestrzeń dla Jej uobecnień i spotkań z Nią — zarówno tych zapośredniczonych w lekturze tekstów Jej autorstwa, jak i tych zależnych od indywidualnej wrażliwości i wiary.
„So ghostly then the girl came in
I never saw the turnstile twist,
Down where the orchard trees begin
Lost in a revery of mist. […]
I took one deep breath of the air
And lifted up my heavy heart;
It was not I who trembled there,
But my immortal counterpart”.
R. Hillyer, Watching
„I know a little garden-close,
Set thick with lily and red rose,
Where I would wander if I might
From dewy morn to dewy night,
And have one with me wandering”.
W. Morris, A Garden by the Sea
Ewa niejednokrotnie podkreślała, że mitologiczne i legendarne narracje stanowiły dla omawianych przez Nią poetów „bogate źródło inspiracji i wątków, poprzez które mogli wyrażać samych siebie, a także, być może nieświadomie, ducha epoki, w której żyli i tworzyli”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tak jak dla Tennysona, Morrisa, Swinburne’a bądź Yeatsa antyczne i średniowieczne figury wyobraźni stawały się poetyckimi maskami, pod osłoną których mogli oni dokonywać rozlicznych osobistych rozrachunków, tak i dla Ewy niektóre tematy nie były podejmowane przypadkowo i często stanowiły zawoalowaną formę artykulacji Jej osobistych uczuć, rozterek, zachwytów lub lęków. Z pewnością podzielała wątpliwości, którym nierzadko dawali wyraz choćby Tennyson i Morris — przekonani, że wielka literatura już dawno powstała, i zastanawiający się wobec tego, czy mogą stworzyć coś nowego, co wcześniej nie zostało już wyrażone innymi słowy — niczym „płatki kwiatów zebrane w jakiejś odległej krainie i zachowane między kartami ich książek” (zob. artykuł Tennyson and Morris Read the Classics: Victorian Portrayals of Œnone). Podobne myśli towarzyszyły Ewie w kontekście pracy naukowej. Nierzadko bowiem zadawała sobie pytanie, czy Jej głos może wnieść coś nowego do badań nad określoną tematyką. Tego rodzaju refleksje wynikały w dużej mierze z Jej skromności i pokory, przypominając zarazem o tym, że: dubito ergo sum.
Roześmiana fikcjonariuszka
Jako badaczka odznaczała się Ewa cechami, których nie powstydziłby się średniowieczny skryba: była nadzwyczaj skrupulatna, dociekliwa, ambitna, pracowita, cierpliwa, a przy tym pełna pokory, szacunku i filologicznej czułości względem słowa pisanego. Niestrudzenie dążyła do zgłębienia wszystkich dostępnych źródeł, które wiązały się z przedmiotem Jej zainteresowań, a swoje wnioski formułowała w sposób maksymalnie zwięzły i klarowny, zawsze „odpowiednie dając rzeczy słowo”. Rozmowy, które prowadziła, były błyskotliwe, głęboko przemyślane i długie jak warkocze kometarne w przestrzeni ko(s)micznej. Na swój sposób trwają do dziś w „mgławicy intertekstualnej” — śmierć ich nie przerwała. Nawet z Jej komentarzy w mediach społecznościowych, często inkrustowanych odniesieniami kulturowymi, można było wiele się nauczyć. Ewa roztaczała wokół siebie urok nasuwający skojarzenia z nieustraszoną „fikcjonariuszką” z Wydziału Detektywów Literackich, Thursday Next — bohaterką serii powieściowej walijskiego pisarza Jaspera Fforde’a, która zwykła odbywać ekscytujące podróże wewnątrz- i międzytekstowe, walczyć z gramasożytami i dbać o integralność fikcji, by od czasu do czasu ocalić świat przed zagładą. W tym miejscu trudno oprzeć się pokusie nakreślenia analogii również do postaci Philomeny Cunk, której brytyjski humor przywołuje wspomnienie pogody ducha Ewy, wszak i Ona z figlarnym błyskiem w oku mogłaby spytać: „Kim był Ron — ten, który podpisywał swoje utwory by Ron?”. Gdziekolwiek bowiem się znalazła, zawsze starała się zataczać księżycowe półkola uśmiechu na twarzach rozmówców. Można być pewnym, że gdyby przyszło Jej pocieszać samego Johna Keatsa, to w przymrużonym okamgnieniu rozpogodziłaby minorowy ton jego słów:
„And this is why I sojourn here,
Alone and palely loitering,
Though the sedge is withered from the lake,
And no birds sing”.
J. Keats, La Belle Dame sans Merci
zaskakującą pointą, dokonując filologicznego mariażu tradycji literackiej z ukochanymi ikonami popkultury:
„If you’re all alone
When the pretty birds have flown
Honey I’m still free
Take a chance on me”.
B. Andersson, B. Ulvaeus, Take a Chance on Me
Księga Bliskości
Wszystko to, co składało się na charakterystykę Ewy jako naukowczyni i pomagało Jej rozwinąć skrzydła w przestrzeni intertekstualnej, znajdowało odbicie także w przestrzeni interpersonalnej, w której cierpliwie, czule i ostrożnie tkała sieć bliskich relacji. Drugi człowiek był dla Niej jak pasjonująca powieść, którą czytała ze skupieniem i zaciekawieniem, zapamiętując najdrobniejsze szczegóły i przechowując je z największą delikatnością między kartami swojej Księgi Dni niczym zasuszone płatki kwiatów. Każdemu, komu dane było poznać Ją bliżej, poświęcała wiele serdecznej, bezinteresownej uwagi, starając się wiedzę o cudzych sprawach: pasjach, aktywnościach, sukcesach, problemach i ważnych wydarzeniach z życia na bieżąco aktualizować — troskliwie, a zarazem dyskretnie. W efekcie tych starań wiele cudzych fascynacji Ewa empatycznie przyswajała, co stanowiło jeden z Jej najsubtelniejszych i najbardziej wzruszających sposobów budowania bliskości. W świecie, w którym zwykło się myśleć, że „wszyscy jesteśmy dla siebie tylko etapami”, Ewa była „nieruchomą poruszycielką” — lojalną, oddaną, wyrozumiałą, spokojną jak rozłożysty dąb i wierną jak rzeka. Przez życie szła, wcielając w nie słowa:
„Change the words, don’t change the meaning
Change the hands, but don’t change the healing
Change the tune, but don’t change the feeling
Change the heart, but don’t change the needing”.
M. Brennan, Whisper to the Wild Water
Między Avalonem a Avonlea
Eksploracje naukowe i życie osobiste Ewy przenikały się, tworząc misterny układ wzajemnych powiązań na podobieństwo plecionki celtyckiej. W tym miejscu warto raz jeszcze przywołać Jej ukochaną lekturę, której żadna inna książka nigdy nie zdołała zdetronizować — Anię z Zielonego Wzgórza. Jednym z najważniejszych autorów w życiu samej Lucy Maud Montgomery, jak i tytułowej Ani był… Lord Alfred Tennyson, którego fragment Idylli królewskich został upamiętniony w zaaranżowanej przez Anię inscenizacji:
L. Maud Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza, przeł. R. Bernsteinowa, Warszawa 1990, s. 219.
Nietrudno wobec tego zgadnąć, co wpłynęło na filologiczne inklinacje innej rudowłosej (i złotogłosej) Bohaterki i symbolicznie zapoczątkowało w Jej życiu długi rozdział uniwersytecki. Ów literacko-biograficzny dwugłos znalazł odzwierciedlenie w grafice na niniejszej stronie, a konkretnie we współbrzmiących drogowskazach: Avalon (celtycki raj, w którym według legend ma przebywać król Artur) i Avonlea (fikcyjne miejsce akcji powieści L.M. Montgomery). Wprawne oko rychło zauważy, że wystarczyłoby do nazwy Avalon dodać e, by uczynić ją anagramem słowa Avonlea. W omawianym kontekście brakujące (albo wędrujące) E znaczy więcej niż litera i — niejako wbrew zasadom gramatycznym — dowodzi, że czasy i miejsca odmieniają się przez Osoby, zwłaszcza takie jak „Anne spelled with an e” i Ewa — „spelled with an a”.
Luned
Echa legendy arturiańskiej po wielokroć wybrzmiewały w różnych obszarach życia Ewy. To bowiem z tej tradycji literackiej wywodzi się postać, której imienia — w jego walijskiej wersji — używała jako swojego pseudonimu: Luned. Bohaterka ta (znana również jako Lunete, Lunette albo Lunet) pojawia się m.in. w romansach rycerskich Iwajn, czyli Rycerz z lwem [Yvain, the Knight of the Lion] Chretiena de Troyes oraz Pani Źródła albo Owain [Owain, or the Lady of the Fountain], będącym częścią Mabinogionu. Przedstawiona zostaje jako obdarzona magiczną mocą panna służebna i zaufana doradczyni owdowiałej Pani Źródła. Choć jest postacią drugoplanową, ma kluczowy wpływ na przebieg zdarzeń: ocala życie innym i doprowadza najpierw do małżeństwa, a później do pojednania zwaśnionych głównych bohaterów. Wydaje się, że rolę Luned/Lunet(t)e dobrze określa etymologia jej imienia: lunette w języku francuskim oznacza bowiem „mały księżyc” — jest to również element architektoniczny w kształcie półksiężyca, zwykle pełniący funkcję niewielkiego okna nad drzwiami lub oknem głównym, umożliwiającego wkomponowanie ich w przestrzeń zwieńczoną łukiem. Okno jest symbolicznym łącznikiem między światem zewnętrznym i wewnętrznym, to przez nie do wnętrza dociera światło i świeże powietrze — dosłownie i w przenośni zatem otwiera (lub zamyka) ono różne możliwości. I taką właśnie rolę odgrywa Luned w legendzie arturiańskiej — jako fabularna siła sprawcza, postać tajemnicza, bystra, lojalna, niezawodna, pełna dystynkcji i skromności, znająca wagę i moc odpowiednio dobranych słów, niosąca pomoc dyskretnie, z ukrycia. Nie bez znaczenia w tym kontekście pozostaje zbieżność brzmienia angielskich słów window (okno) i widow (wdowa) — odnoszących się do Luned i Pani Źródła. Co ciekawe, w literaturze przedmiotu poświęconej temu wątkowi o proweniencji arturiańskiej można trafić na opinie, w świetle których Luned jawi się jako bohaterka ciekawsza i dużo bardziej złożona niż Pani Źródła, wyraźniej predysponowana do budowania głębszych relacji, a za sprawą swojego uroku niejako „kradnąca show” pierwszoplanowym postaciom. W utworze Chretiena de Troyes Lunete przedstawiona zostaje tymi słowy: „And I call her the moon, who cannot be otherwise because of her sense and courtesy. […] The damsel’s name was Lunete, and she was […] prudent, clever, and polite”. Roztropna, bystra i uprzejma — to epitety, którymi można by opisać również Ewę, tym bardziej że francuskie słowo lunette w liczbie mnogiej (lunettes) oznacza okulary, a te były wszak Jej nieodłącznym atrybutem.
Bez wątpienia Ewa — z racji swojej dociekliwości badawczej — musiała zdawać sobie sprawę ze wszystkich przywołanych aspektów symboliki swojej lunarnej „patronki”, jak i związanych z nią niuansów etymologicznych, toteż wybór takiego, a nie innego pseudonimu nie mógł być przypadkowy. Czy jednak wiedziała, że Jej działania, podobnie jak czyny Luned — podejmowane latami, dyskretnie, z największą delikatnością i w cieniu własnej skromności — tak silnie oddziaływały — i wciąż oddziałują — na życie drogich Jej osób? Bardziej prawdopodobne wydaje się, że była jak Księżyc nieświadomy swojego w-pływu na pływy morskie:
„The moon upon the ocean
is swept around in motion
but without ever knowing
the reason for its flowing”.
R. Ryan, Anywhere is
Oriel Window
Jako „Luned” zapisała się Ewa w pamięci uczestników różnych mediów społecznościowych, w szczególności jednej grupy dyskusyjnej — skupiającej w większości filologów i artystów, których połączyła wrażliwość muzyczna kształtowana pod wpływem twórczości irlandzkiej rodziny Brennanów: zespołu Clannad i jego wokalistek rozwijających późniejsze kariery solowe — Máire Brennan oraz słynnej Enyi, jak również autorki tekstów jej piosenek — poetki Romy Ryan. Forum powstało w 2001 r. i nosiło nazwę Oriel Window (pol. okno wykuszowe), zaczerpniętą z albumu Shepherd Moons Enyi, który zawierał utwór o takim właśnie tytule. Można rzec, iż grupa była nieco subtelniejszym i funkcjonującym głównie w przestrzeni wirtualnej wcieleniem Bloomsbury Group, a z biegiem lat przekształciła się we wspólnotę wąskiego grona przyjaciół, z których dwoje najbliższych towarzyszyło Ewie do końca Jej dni po tej stronie życia, a niniejsza witryna in memoriam jest świadectwem ich miłości i oddania.
„Even, as I breathe
comes an angel to their keep.
Surely, if this is
promises are mine to give you.
mine to give…”
R. Ryan, Angeles
Drogowskaz z napisem „Leo’s Tavern” zdobiący grafikę główną odsyła do rzeczywistego miejsca na mapie, będącego kolebką muzyczną Clannadu: pubu irlandzkiego i centrum spotkań artystycznych, założonego w 1968 r. w Donegalu przez nestora rodu Brennanów, Leo Brennana — ojca Máire i Enyi. W maju 2022 r. Ewa miała okazję uczestniczyć w pożegnalnym koncercie ukochanego zespołu, który odbył się w Warszawie. Ostatnim zarejestrowanym utworem w prowadzonym przez Nią „dzienniku muzycznym” na platformie last.fm jako „Luned”, słuchanym półtora miesiąca przed śmiercią, była piosenka Angeles Enyi: https://www.last.fm/pl/user/Luned17.
Muzyka odgrywała w życiu Ewy niebagatelne znaczenie: była źródłem wzruszeń i zachwytów umożliwiającym niekończące się podróże po partyturze — „From Bissau to Palau, in the shade of Avalon […], From the deep sea of Clouds to the island of the Moon”, siłą napędową wyobraźni, spoiwem wielu bliskich relacji, a w warstwie lirycznej — motywacją do nauki języków i niewyczerpaną kopalnią motywów, zwłaszcza tych stanowiących reinterpretacje mitów i legend, które eksplorowała z melomańsko-filologiczną pasją. Mimo rozwoju techniki, idącego w parze z łatwiejszym dostępem do zasobów kultury audialnej, pozostała Ewa wytrwałą i wytrawną radiosłuchaczką — tą samą, która w latach młodzieńczych zwykła dzwonić do Radia Kolor w czasie audycji Marcina Sobesto, by zamówić lub dopytać o poszukiwaną piosenkę w ramach swoistej kwerendy muzycznej. Owa wierność ideałom, wytrwałość w pielęgnowaniu postaw badawczych i fundamentów własnego światoodczucia znamionowały niemal wszystkie sfery Jej życia, z każdej czyniąc płytę długogrającą.
„You were always there, there for me, stop me falling.
I can see the smile that shines from your eyes.
I believe the stars above me for keeping,
knowing that your love touched so many lives”.
M. Brennan, A Song in Your Heart
Evviva l’arte!
Przestwory kulturowe Albionu i Szmaragdowej Wyspy bardzo silnie oddziaływały na rozmaite aktywności Ewy, a celebrowana muzyka o tamtejszej proweniencji wprowadzała w ruch nie tylko Jej wyobraźnię, gdyż Ewa przez wiele lat uczęszczała na zajęcia z tańca irlandzkiego. Jednocześnie zachwycało Ją łyżwiarstwo figurowe. Tym samym podążała przez życie tanecznym krokiem, wcielając w nie to, co z pewnością opisałaby słowami swojej imienniczki z ulubionego filmu J. Jarmuscha: „Obsesja na własnym punkcie to marnowanie życia, a przecież można je spędzić, przeżywając różne rzeczy, podziwiając przyrodę, pielęgnując dobroć i przyjaźń. I tańcząc”. Na rzeczone piękno natury była nader wrażliwa, a spośród swoich „braci mniejszych” szczególnie upodobała sobie żywe ucieleśnienia skrzydlatych słów, a zarazem krewnych dinozaurów (może nawet samego Brontëzaura?) — ptaki, zwłaszcza sowy, pingwiny, raniuszki i papugi kakapo („obdarzone fizjonomią wiktoriańskiego gentlemana”). Gdy zaś nie wystukiwała ani rytmu na parkiecie, ani kolejnych zdań rozprawy doktorskiej na klawiaturze komputera, chętnie zajmowała ręce i splątane myśli szkicownikiem, rysując najbliższe sercu figury wyobraźni, albo szydełkiem — wprawiając się w sztuce koronkarstwa i tworząc koronki — a jakże! — irlandzkie. Każdy owoc Jej pracy — czy to na niwie naukowej, czy artystycznej — był zresztą koronkową robotą.
Języki ludzi i aniołów
Kreśląc portret biograficzny Ewy, nie sposób pominąć Jej największej filologicznej namiętności — nauki języków obcych. Uczyła się bowiem przez całe życie, ale również z powodzeniem i zaangażowaniem uczyła innych, pracując zawodowo jako obdarzona przepięknym brytyjskim akcentem lektorka języka angielskiego — najpierw na Uniwersytecie Warszawskim, a później w kilku szkołach językowych. Ewa była poliglotką, istnym lirogonem zaklętym w ludzkim ciele — władała biegle kilkoma językami, z których najważniejsze były dla niej angielski i włoski. Przez długi czas nosiła się z zamiarem podjęcia studiów italianistycznych, jednak ostateczny wybór padł na anglistykę. Wytrwale dążyła do zgłębienia tajników języka irlandzkiego i walijskiego, w których miała szczególne upodobanie. Intrygował Ją także język szwedzki, ale zwykła żartować, że opanowała go w tym samym stopniu, co Szwedzki Kucharz z The Muppet Show. Każdy tekst kultury, który Ją zainteresował, starała się czytać i zrozumieć w oryginale. Od lat młodzieńczych towarzyszyło Jej przeświadczenie wyrażone w sentencji Ludwiga Wittgensteina: „Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata”. Utwierdziła się w tym przekonaniu niejednokrotnie, ale chyba najdobitniej podczas podróży do Walii w ramach kwerendy naukowej, kiedy zachwycona próbowała objąć wzrokiem nazwę miasteczka… Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch. Motywację do śmielszego przesuwania rzeczonych granic czerpała ze wspomnianej już twórczości Romy Ryan — autorki inspirowanego mową Elfów fikcyjnego języka Loxian — ludzi z przyszłości, potomków Celtów, którzy mieli przemierzać przestrzeń kosmiczną, a więc dosłownie przekraczać granice swojego świata.
Pozostaje wierzyć, że teraz Ewa mówi biegle „językami ludzi i aniołów” (może w Angaelic?), a Jej głos będzie słyszalny dla każdego, kto znajdzie sposób, by nadal prowadzić z Nią dialog.
Niekończąca się opowieść
Droga na Wichrowe Wzgórza prowadzi przez Haworth — niewielkie miasteczko położone w Górach Pennińskich, w którym większość swojego życia spędziły siostry Brontë. Pierwszego dnia wiosny 2023 r., o świcie, Haworth stało się bogatsze o garsteczkę słów, które przyfrunęły z Polski i zostały uprzednio wygrawerowane na mosiężnej tabliczce. Gdzieś w połowie stromej Main Street, naprzeciwko niebieskiego — jak suknia Enyi w Caribbean Blue — antykwariatu Hatchard & Daughters, pojawiła się wyjątkowa ławeczka z tabliczką upamiętniającą Ewę i w sposób symboliczny realizująca Jej marzenie o podróży do tego miejsca. Gdy w tym samym dniu otworzyłam Wichrowe wzgórza na losowej stronie, pierwsze zdanie, na które skierowałam wzrok, brzmiało: „Będę chodziła tutaj na spacer co rano”. Wierzę Ci na słowo ♥.
„…if all you told was turned to gold,
if all you dreamed was new,
imagine sky high above
in Caribbean Blue…”
R. Ryan, Caribbean Blue
Małgorzata Ewa Skibińska
Więcej: ewamlynarczyk.pl/haworth
Danuta Skibińska2023-06-26Polecam magiczne miejsce i stronę www!Yoda II2023-06-13Great spot, honestly!Katarzyna Cabanek2023-06-13Miejsce ważne dla wyjątkowej osoby i ze względu na wyjątkową osobę, którą upamiętnia. Mam nadzieję, że uda mi się je odwiedzić w przyszłym rokuJakub Niedziela2023-06-12A charming place tinged with presence of Someone special – for chasing dreams, meeting dreams, fulfilling dreams.